sobota, 29 października 2016

Rozdział 3



*Oczami Emily*
 - Jak to jest możliwe … - szepnęła Dan. Sama nie wiedziałam, jak to się stało, a jednak niemożliwe staje się możliwe. Przecież tylko trochę z nim porozmawiałam, pożartowaliśmy i to wszystko. Rozumiecie? To wszystko!
 - No, bo, Dan … O czymś ci nie powiedziałam – rzekłam, podchodząc do dziewczyny, jednocześnie chwytając ją za ramiona. Ona w jednej chwili, spojrzała mi w oczy, zapewne doszukując się jakichkolwiek wyjaśnień. Westchnęłam i powiedziałam na jednym wdechu:
 - Kiedy poszłam za scenę, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza ja … - tutaj się zatrzymałam nie wiedząc jak jej to w delikatny sposób przekazać – Po prostu, kiedy tam dotarłam nie byłam tam sama … - nie dane mi było dokończyć, bo ona odsunęła się ode mnie i wbiła wzrok w podłogę – Chyba nie będziesz na mnie zła o taką błahostkę, prawda? – Zapytałam, na co dziewczyna tylko pokręciła przecząco głową, – Więc, o co ci chodzi?  - Znów zapytałam, czując, że z każdą chwilą tracę swoją kontrolę nad językiem.
- Em, jesteśmy przyjaciółkami, prawda? A przyjaciółki mówią sobie wszystko. Dosłownie wszystko… Oczywiście, że nie będę na ciebie zła o taką pierdołę, ale wiesz, jeżeli któraś z nas pozna fajnego chłopaka – na te słowa zakreśliła cudzysłów w powietrzu – to powinnyśmy o tym wiedzieć – powiedziała, a następnie spojrzała na mnie a w jej oku widoczne były małe skaczące iskierki. 
O nie .. Czy ona myśli, że ja po jednym spotkaniu coś do niego czuje? PO JEDNYM SPOTKANIU?! No nie wierzę… Przecież chyba jest jakaś różnica między PRAWIE przelotnym zauroczeniem a podobaniem się sobie? Ona tego nie odróżnia? No błagam …
 - Co ty kombinujesz? – zapytałam dziewczynę podejrzliwie i nie powiem z lekkim przerażeniem. Ona jedynie wzięła mnie pod ramię i zaprowadziła do salonu. Gestem wskazała mi żebym usiadła na szarym fotelu z białymi poduszeczkami, które nawiasem mówiąc sama uszyłam. Jak wiecie interesuje się modelingiem, ale również szyciem czy malowaniem. O tak! Malowanie to zdecydowanie moje hobby. Nawet pochwalę się, że kilka obrazów mojego autorstwa udało mi się sprzedać, oczywiście za pośrednictwem mojej kochanej  „agentki”, jakiemuś menadżerowi. Oczywiście obiecałam również Dan, że pomoże mi przy rozwoju mojej „ kariery” , która jeszcze, nawiasem mówiąc, nie istnieje.
Posłusznie opadłam na fotel, czekając co dziewczyna ma mi do powiedzenia. Diana jedynie wyszła z salonu i po chwili wróciła trzymając w dłoni mojego białego Iphona razem z karteczką od Louisa. Spojrzałam na nią, z wyraźnym znakiem zapytania na twarzy. Ona jedynie podała mi obie rzeczy, po czym z diabelskim uśmiechem dodała:
- Zadzwonisz do niego. I to natychmiast!  - powiedziała typowym matczynym tonem,którego nienawidziłam, jednocześnie wypalając we mnie ogromną dziurę. – Jeżeli nie to ja to za ciebie zrobię, a uwierz mi tego na pewno byś nie chciała. – oznajmiła mi, na co ja westchnęłam, zastanawiając się co ja mu powiem. No bo przecież nie zadzwonię do niego i na wstępie krzyknę: „Hej, to ja Emily! Stęskniłeś się?”. Boże, to byłoby totalne dno … Zresztą, co ja się przejmuję co ja mu powiem? Wygarnę mu wszystko prosto z mostu. A co!
Wybrałam klawiaturę, i wpisałam podany numer. Po czterech sygnałach odezwał się zaspany „ktoś”. Prawdopodobnie to był Louis:
 - Czego? – zapytał jeszcze sennym głosem, a na dodatek wyczułam u niego lekką nutę „ kacowego głosu” .
 - Jeżeli tak się witasz z każdym, kto do ciebie dzwoni, to musisz mieć rzeszę przyjaciół – powiedziałam, z naciskiem na ostatni wyraz,  do słuchawki. Jednocześnie poczułam, jak moje usta formują się w chytry uśmieszek. Kątem oka zobaczyłam jak Dan uśmiecha się zwycięsko, aż mam wstać, jednak nie mogę tego zrobić mając przy uchu telefon wraz z rozmówcą na linii.
- Kto mówi? – zapytał już bardziej trzeźwym głosem, co oznaczało, że ruszył swoją głową. Nie dziwię mu się, że po ciężkiej i pracowitej nocy, no bo przecież co może robić piosenkarz po nocach? Pisać piosenki czy uganiać się za dupami? No przecież, że pisanie piosenek! A jakżeby inaczej? Woda sodowa uderzyła do główki…
- Emily, z tej strony. Widzę po twoim głosie, że jesteś w szczytowej formie- powiedziałam z wyczuwalnym przekąsem. Na te słowa lekko się zaśmiał.
 - No, no … Nie spodziewałem się, że tak szybko do mnie zadzwonisz. – rzekł, po czym słyszalnie ziewnął, na co ja zaśmiałam się do słuchawki – Czemu się śmiejesz? – zapytał z wyczuwalną ironią w głosie.
 - Z ciebie. Ale mniejsza o większość. Po co dałeś mi swój numer? Liczysz na to, że zabierzesz mnie na jakąś kolacje, następnie do klubu w którym upijesz do nieprzytomności żeby mnie przelecieć? Jeżeli tak, to grubo się przeliczyłeś – wygarnęłam mu. Na moje słowa, stojąca obok mnie Diana z całej siły klepnęła, nie, klepnęła to złe słowo… Uderzyła mnie z całej siły. Z trudem powstrzymałam się, aby jej nie oddać. 
- Naprawdę mnie za takiego uważasz Emily?  - zapytał, a mi momentalnie zrobiło się głupio. Spróbujcie się postawić na moim miejscu. Dzwonisz do członka jednego z najsławniejszego boysbendu na świecie, który na swoim koncercie daje ci swój numer. Co dziewczyna taka jak ja może sobie pomyśleć? No przecież chyba nie daje mi swojego numeru, bo potrzebuje natychmiastowych przyjaciół? W takiej chwili rozmyślań powinna zapalić się już czerwona lampka.
- Będę z tobą szczera Louis. Tak. Tak właśnie uważam. I nie wiem po co dałeś mi swój numer telefonu. W coś ze mną grasz? Czego ode mnie chcesz? Wytłumacz mi to – zażądałam od chłopaka, ale jedynie po drugiej stronie usłyszałam głośnie westchnięcie, i zalegającą między nami ciszę.
 - To nie jest rozmowa na telefon, Em. Musimy się spotkać i poważnie porozmawiać. Uprzedzając twoje pytanie, tak to ważne i powinnaś się bać. Może umówmy się, przy.. no nie wiem. Może w Blix Cafe? Co ty na to? – zapytał z nadzieją głosie. Po tym jak usłyszałam od niego, że powinnam się bać, spanikowałam. W moim gardle powstała gula, przez którą nie mogłam wypowiedzieć żadnego słowa. Dan widząc mnie w takim stanie, położyła rękę na moim ramieniu, w które uprzednio mnie uderzyła, dodając mi tym samym otuchy. – Przyjmuję to za tak. O piętnastej widzimy się pod kawiarnią. Do zobaczenia – powiedział na koniec, po czym usłyszałam trzy charakterystyczne piknięcia, informujące mnie o zakończeniu rozmowy.  
Popatrzyłam oniemiała na moją przyjaciółkę, nie wiedząc co się przed chwilą wydarzyło. Jestem z nim umówiona. To znaczy on umówił mnie ze sobą.
 - I co powiedział? Mów mi szybko bo na zawał zejdę! Mam wrażenie, że bardziej się przejęłam tą rozmową niż ty – rzekła Dan, z wyczuwalnym dramatyzmem. Następnie uklęknęła przede mną i położyła ręce na moich kolanach. Zawsze tak robiła, gdy próbowała mnie pocieszyć czy w jakiś sposób wydobyć ode mnie jakiekolwiek słowo. Wtedy kiedy jej powiedziałam o … o moim wuju też była ze mną w takiej pozycji. Od dziecka lubiłam, kiedy przy jakiejś trudnej rozmowie ktoś kładzie mi rękę na ramieniu lub bierze w posiadanie. To tak jakby wiedzieć, że nie jesteś w szambie sama. A teraz widzę, że w owe wpadłam.
 - Chce się ze mną spotkać. O czymś ważnym porozmawiać i jesteśmy umówieni na piętnastą pod Blix Cafe. – stwierdziłam, ciągle patrząc na moją komórkę – Powiedział, że mam się przejmować tym co od niego usłyszę i … - nie dokończyłam, gdyż poczułam wibracje mojego telefonu. Spojrzałam na ekran i zobaczyłam, że mam nową wiadomość. I to od kogo? Od numeru zastrzeżonego pewnie z kolejną groźbą. Otworzyłam ją i szybko przeczytałam. Nie powiem o tym Dan. Nie chcę jej psuć humoru. Zablokowałam urządzenie powrotem i wróciłam spojrzeniem na Dianę.
- Na piętnastą?! Jest już prawie jedenasta! Dziewczyno nie ma czasu! Musisz się umyć, umalować i przebrać… bo chyba w piżamie na spotkanie nie pójdziesz prawda? – rzekła dziewczyna i owiodła mój strój do spania, a następnie zachichotała.
- No pewnie, że nie! – odpowiedziałam jej z niewielkim wyrzutem po czym udałam się do kuchni coś zjeść. No w końcu śniadanie to najważniejszy posiłek wciągu dnia prawda? Z lodówki wyjęłam naleśniki, po czym je odgrzałam i w ekspresowym tempie zjadłam. Dan w tym czasie poszła do swojego pokoju zapewne popracować. Dziewczyna bardzo dużo wkłada wysiłku i ambicji w to co robi. Jest kierowniczką  wydziału marketingu w wielkim biurowcu, a ja tylko kelnerką. Kiedyś obiecała mi, że znajdzie tam dla mnie jakieś zajęcie, jednak do tej pory nic się takiego nie stało.
Po skończonym posiłku udałam się do mojego pokoju. Weszłam pod prysznic, aby się odświeżyć, a następnie umyłam zęby, zrobiłam lekki oraz subtelny makijaż i upiełam włosy w wysokiego koka. Zerknęłam na telefon. Już prawie czternasta! Wyszłam z łazienki i podeszłam do szafy, zastanawiając się co na siebie włożyć. Zdecydowałam się na luźny sweter z kapturem, czarne rurki oraz nike air max’y. Nie powiem, był to mój ulubiony zestaw ciuchów. Na koniec dodatkiem były okulary przeciwsłoneczne, które umieściłam na głowie.
Weszłam do pokoju Dan. Co tam zastałam? Dan śpiącą nad laptopem. Ruszyłam do jej łóżka aby wziąć poduszkę oraz koc. Muszę przyznać, że Diana ma bardzo podobny pokój do mnie tylko ściany pomalowała na granatowo, co dodawało temu miejscu typowo biurowego wyglądu. Podłożyłam pod głowę dziewczyny poduszkę, a na nią nałożyłam koc. Następnie wzięłam jakąś kartkę z biurka i napisałam, że pożyczam jej samochód oraz że powinnam być przed lunchem.
Opuściłam sypialnię mojej przyjaciółki, po czym zeszłam schodami na dół i wzięłam z komody kluczyk do jej Mercedesa. Przed wyjściem wzięłam jeszcze swoją torbę z wieszaka i włożyłam do niej telefon. Udałam się pod drzwi i otworzyłam.
Jeszcze nie wiedziałam jak jeden człowiek zjebie mi życie…
*Oczami Louisa*
Bardzo zdziwił mnie telefon Emily. Ale szczerze mówiąc, w wgłębi serca miałem ogromną nadzieję że do mnie zadzwoni. Szkoda tylko, iż w nie odpowiednim momencie.
Zszedłem po schodach i udałem się do kuchni aby coś zjeść. Oczywiście zastałem tak krzątającą się An, która robiła coś przy zlewie.
 - Dzień dobry – powiedziałem do niej. Ann jest kobietą w średnim wieku o krótkich blond włosach oraz brązowych oczach. Pracuje u nas jako gospodyni i sprzątaczka w jedynym. Pamiętam pierwsze dni jej pracy u nas. Na początku była strasznie zakręcona i nie wiedziała co, gdzie i jak. Jednak już po kilku tygodniach ogarnęła się, brzydko powiedziawszy. – Zrobiłabyś mi gofry? – zapytałem siadając przy naszym wielkim stole.
 - Witaj skarbie. Oczywiście! Z czym chcesz te gofry? – zapytała i jednocześnie uśmiechnęła się promiennie w moją stronę.
 - Poproszę może z … hym … Bitą śmietaną – powiedziałem do Ann, również się do niej uśmiechając. Prawdę powiedziawszy o tej kobiecie nie wiemy zbyt wiele. Jedynie tyle, że ma już dorosłego syna, z którym nie utrzymuje kontaktów. No i oczywiście, że jest bardzo miłą i uczciwą osobą.
W ekspresowym tempie otrzymałem mój posiłek pod nos, po czym szybko go zjadłem. Podziękowałem naszej gospodyni i szybko udałem się do mojego pokoju na piętrze, aby przygotować się na moje spotkanie. Jedynie to co zrobiłem to zmieniłem swoje ubranie, ułożyłem włosy i wyperfumowałem drogimi perfumami.  Zerknąłem na mój telefon. Za pół godziny trzecia! Muszę się pośpieszyć.
Schodząc ze schodów wpadłem na Harrego który przeglądał coś w swoim Iphonie.
 - Gdzie się wybierasz? -  zapytał z zaciekawieniem brunet  - Pewnie na spotkanie z tą Emily nie? Stary, proszę cię przemyśl to jeszcze. Żadnej dziewczynie tego nie proponowałeś. Musisz ją tak potraktować? Czemu akurat ona musi być tą pierwsza? Nie niszcz jej. Proszę… - powiedział Harry patrząc na mnie błagalnie a w jego głosie wyczułem lekkie podenerwowanie.
 - Kiedyś musi być ten pierwszy raz – rzekłem do niego a następnie wyminąłem. Podjąłem decyzję. Jeżeli mam być szczęśliwy i bezpieczny, to muszę to zrobić. Nie mam innego wyjścia. Po prostu muszę. I koniec.
 - Popełniasz ogromny błąd! – krzyknął za mną chłopak, jednak nie zwracałem już zbytnio na niego uwagi. Jest moim najlepszym przyjacielem, mówię mu wszystkie moje sekrety i tajemnice oraz pomaga mi w ciężkich sytuacjach. Jednak tym razem mi nie pomógł. I o to mam do niego ogromny żal.
W przejściu kiwnąłem na dwóch ochroniarzy aby udali się ze mną. Nasz dom jest bardzo dobrze strzeżony. Wiadomo, jako gwiazdy jesteśmy narażeni na różnie niebezpieczeństwa prawda? Czujecie ten sarkazm? Prawie w każdym zakamarku naszego domu stoją jacyś ochroniarze. Ale cóż, z menadżerem nie wygrasz. Zwłaszcza takim upartym jak Gregory. Wszedłem do garażu i wsiadłem do mojego Mercedesa. Z tyłu usiedli moi ochroniarze zapinając pasy bezpieczeństwa.
W niedługim czasie podjechałem pod umówione miejsce.I co ja tam zastałem? Taki sam samochód jak mój! Takie same felgi i nawet w środku taka sama tapicerka i kolor skóry! No nie powiem, że mój samochód był tani. Wręcz przeciwnie! Kosztował tysiące funtów! Zwłaszcza najwyższa klasa, czyli tą którą mam.
Przed wyjściem z samochodu, nałożyłem na siebie kaptur oraz przeciwsłoneczne okulary. No bo przecież nie chce żeby jakaś dziewczyna zemdlała na ulicy na widok mojego uroku osobistego.  Opuściłem mój ulubiony pojazd a wraz ze mną moi ochroniarze. Zamknąłem mój samochód i jeszcze raz popatrzyłem na takiego samego czarnego Mercedesa obok którego zaparkowałem.
Wszedłem do środka i omiotłem spojrzeniem cały lokal. W rogu kawiarni siedziała ona, popijająca jakiś sok, a w ręku trzymała swój telefon. Dałem znak moim towarzyszom aby zostali, a sam pewnym krokiem podszedłem do dziewczyny. Znalezione obrazy dla zapytania louis tomlinson gif
 - Cześć – zagadałem …

------------------------------------------------------------------------------
Takim oto sposobem dodaję kolejny 
rozdział :D
ZACHĘCAM DO KOMENTOWANIA! 
Agness