*Przed wejściem na
stadion, wieczór*
Razem z
Dan zapłaciłyśmy taksówkarzowi, po czym udałyśmy się do kasy aby pokazać nasze
bilety.
Szczerze?... Nie
mogłam uwierzyć, że ja dziewiętnastolatka, pójdę na koncert na którym będą
wrzeszczące szesnastolatki. Już na samą tą myśl kręciło mi się w głowie. Ale
czego nie robi się dla najlepszej przyjaciółki, która kiedyś ich uwielbiała?
No cóż, widać, że dzień moich urodzin to dzień poświęceń.
Po
uregulowaniu należnych płatności udałyśmy się pod samą scenę. Bardzo zdziwił
mnie ten fakt, gdyż wiedziałam że zwykłe bilety nie są tanie, a co dopiero pod
samą sceną? Nie chciałam już wnikać ile pieniędzy na bilety wydała moja Diana. No
więc, udałyśmy się w odpowiednie miejsce i czekałyśmy. Na co? W sumie nie wiem…
W pewnej chwili na scenę wyskoczyła piątka chłopaków,
ubranych w rurki oraz białe koszulki. Myślałam, że głowa mi pęknie , od tych
wrzasków i pisków. Nawet stojąca obok mnie Dan nie szczędziła swojego gardła. W
pewnej chwili popatrzyłam na nią spode łba, a ona tylko zerknęła na mnie po
czym wzruszyła ramionami i dalej zaczęła piszczeć. Przewróciłam na nią oczami wróciłam spojrzeniem na scenę.
Nie mogąc
dłużej wytrzymać tych pisków i wrzasków, postanowiłam udać się za scenę aby
trochę „odpocząć”. Spojrzałam na Dan, na co ona tylko kiwnęła głową, na znak,
że rozumie o co mi chodzi. Poszłam więc, zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i
spokoju. Co jak co, ale słuchanie na okrągło tych dziewczyn było nie do
zniesienia. No bo kto normalny wytrzymałby dwie godziny. O nie, przepraszam,
trzy godziny z tymi.. Po prostu z tym.
Powolnym
krokiem ruszyłam przed siebie myślami błądząc przy nieznajomym niebieskookim
chłopaku. Kurde, w tej chwili sama się zastanawiałam, co ja w nim widziałam?
Przecież na twarzy wypisane ma miliony dolarów i co noc inne „dupy” . Na pewno
człowiek z show – biznesu nie ma uczuć, i nie zna się na prawdziwym życiu.
Postanowiłam jednak nie zagłębiać się w ten temat, i udałam się tam gdzie mnie
nogi poniosą.
Polana na
której się znalazłam była piękna. Wokół mnie rosły drzewa oraz krzewy a nade mną
widniało niesamowite gwieździste niebo. Nie mogąc dłużej wytrzymać sięgnęłam do
torebki, aby następnie odpalić szluga. Nie wiem czemu ale w jakiś sposób mnie
to odprężało. To tak jakby wszystkie emocje, wspomnienia, uczucia cię
opuszczały … A wspomnień było naprawdę
dużo …
Zaczęłam
rozmyślać nad tym co robił mi wujek.
Nurtowało mnie w tym wszystkim wiele pytań: Dlaczego
nie powiedziałam o tym mojej ciotce? Czego się obawiałam? Dlaczego mi to robił?...
W pewnej
chwili na moich oczach poczułam dłonie, które utrudniły mi wszelką widoczność.
W jednej sekundzie moje wszystkie mięśnie się napięły, utrudniając mi zrobienie
jakiegokolwiek ruchu. Ze strachu upuściłam papierosa na ziemię, i moje ręce
automatycznie powędrowały na dłonie nieznajomego. Próbowałam się jakoś
wyszarpać z jego objęć, ale bezskutecznie. Był zbyt silny. Na swoich plecach
czułam dobrze wyrzeźbione mięśnie brzucha oraz opadającą i unoszącą się klatkę
piersiową.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy – szepnął mi na ucho, a
po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
W pewnej chwili nieznajomy opuścił dłonie z moich oczu, jednocześnie
odwracając ku sobie .
Szczerze?
Zamurowało mnie… To był ten sam chłopak który uśmiechnął się do mnie na scenie!
Te same oczy, ten sam uśmiech, te same włosy. Rozdziawiłam swoją buzię i
przyglądałam mu się z wyraźnym zdziwieniem. Chłopak widząc moją zaskoczoną minę
powiedział:
- Tylko proszę cię nie krzycz i nie piszcz. Wystarczy, że
fanki już to robią – uśmiechnął się – Poza tym wystarczy, że tylko podniesiesz
głos a oni już przylecą. – powiedział, głową wskazując za siebie. Niepewnie
zerknęłam za jego ramie i ujrzałam dwóch dobrze zbudowanych ochroniarzy którzy
zapewne byli gotowi aby rzucić się na mnie w razie potrzeby uratowania tego
„gwiazdora”…
W jednej chwili odzyskałam język w gębie.
- Nie miałam zamiaru krzyczeć. –powiedziałam lekko oburzona
– Tylko mnie trochę zaskoczyłeś. Zresztą co ty tu robisz? Czemu nie ma cię na
scenie? – zapytałam siląc się na obojętność.
- We wszystkich koncertach jakie gramy mamy godzinną
przerwę. Nie wiem czemu cię to tak dziwi. Przecież też jestem tylko człowiekiem.
– odpowiedział niewzruszony i uśmiechnął się do mnie ciepło.
Nie wiem
czemu, ale mogłam się na niego patrzeć godzinami. Jego uśmiech sprawił, że ja
się uśmiechnęłam. Czułam się jak w bajce. Pewna
księżniczka niemająca zmarszczek ani pryszczy, znalazła swojego jedynego
księcia na białym rumaku, a następnie żyli długo i szczęśliwie … Ale tu i
teraz to zupełnie inna bajka. Ja jestem nikim, a on ma wszystko czego tylko
zapragnie. Ma pieniądze, ma sławę i zapewne przepiękną dziewczynę, którą mocno
kocha. Lub przysłowiowe dupy…
- Masz słodkie dołeczki – rzekł, jednocześnie przerywając
moje rozmyślenia i patrząc mi głęboko w oczy. Mimowolnie się zarumieniłam.
- Dzięki … - powiedziałam nie dokańczając mojej wypowiedzi,
gdyż nie znałam jego imienia.
- Nie wiesz jak mam na imię? – pokręciłam głową. – To co
robisz na tym koncercie? – zapytał śmiejąc się w ten sam sposób co wcześniej.
- Jestem? – odpowiedziałam z lekką nutą ironii. – Przyszłam
z moją przyjaciółką uczcić moje dziewiętnaste urodziny – sprostowałam patrząc w
jego piękne jak wzburzone morze oczy.
- To więc wszystkiego najlepszego. A tak na marginesie
jestem Louis Tomlinson. – odpowiedział, podając mi swoją rękę.
- Miło mi cię poznać Louis – powiedziałam do niego oddając
gest, jednocześnie się uśmiechając.
- Wiesz chciałbym zostać dłużej, ale wiesz … fanki wzywają –
zażartował chłopak przy czym dźwięcznie się zaśmiał.
- Bardzo głośno wzywają – odpowiedziałam i oboje zanieśliśmy
się ogromnym śmiechem.
- A wiesz … bo .. ten … Ja nie wiem jak masz na imię. To
znaczy …- westchnął - Fajnie byłoby jakby się znało imię osoby z którą się rozmawia – powiedział,
bez przerwy patrząc mi w oczy i uśmiechając się w ten jego nieziemski sposób.
- Emily. Emily Rose – odpowiedziałam na jego pytanie
jednocześnie się do niego uśmiechając.
- To, do zobaczenia? Emily … – rzekł. Nagle zaczął się do
mnie przysuwać, i w tym samym momencie kiedy wypuściłam powietrze z płuc, jego
wargi znalazły się na moim policzku. Przymknęłam oczy, i w duchu modliłam się
aby ta chwila trwała jak najdłużej. Emily!
Dziewczyno! Co ty sobie myślisz? On chłopak z branży show – biznesu a ty
dziewczyna z kawiarni i z obrzydzającą wręcz przeszłością! Myślisz, że coś
takiego jak miłość, a nawet przyjaźń może między wami istnieć? Zapomnij!
Chłopak odsunął się ode mnie, i z uśmiechem na ustach poszedł
w kierunku ochroniarzy i sceny.
Właściwie to co to
było? …
*Oczami Louisa*
Ta
dziewczyna … muszę przyznać zaintrygowała mnie. Jest dla mnie wyzwaniem.
Dlaczego ją zauważyłem? Jako jedyna dziewczyna pod sceną nie piszczała, nie
krzyczała ani nie miała wielkiego baneru z imieniem jednego z nas. Bardzo mnie
to zdziwiło, gdyż dziewczyny które przychodzą na nasze koncerty wiedzą jak mamy
na imię. Ba! Nawet wiedzą jaki mamy rozmiar buta lub co jemy na śniadanie.
Wracając
do chłopaków, nie mogłem przestać myśleć o … Emily? Tak, Emily. W jej oczach
widziałem coś takiego… dziwnego, szczerze mówiąc. Widziałem smutek i ból pod
osłoną obojętności i strachu. Bardzo dziwna mieszanka uczuć. Jestem ciekaw
czego się boi? Albo inaczej… Dlaczego się boi?
Podszedłem do chłopaków pewnym krokiem, czując na sobie
wzrok moich ochroniarzy.
- Lou, gdzieś ty był?! – zapytał zdenerwowany Liam. On jak
zwykle, musiał wiedzieć gdzie jesteśmy i co robimy. W pewnym sensie denerwowało
mnie to ale cóż… Jako, że on jako jedyny z naszej piątki jest najrozsądniejszy,
stara się wszystkiego pilnować. Mówiąc wszystkiego, mam na myśli nas.
- Nie wiem – odpowiedziałem, ciągle mając przed sobą obraz
Emily i jej hipnotyzujących oczu. Ta chwila na zawsze pozostanie w mojej
pamięci.
- Jak to nie wiesz? – zaczął Harry – Brałeś coś? –
dokończył, po czym spojrzał w moje oczy dokładnie je skanując.
- Pogięło cię? Na koncertach nie biorę … - odpowiedziałem
może trochę zbyt ostro. Prawda jest taka że lubię, brzydko powiedziawszy”ćpać”
ale bez przesady. Na koncertach muszę być skupiony i przede wszystkim wiedzieć
co dzieje się wokół mnie. Staram się jednak ograniczać te „dopalacze” bo po
nich staje się agresywny. Właśnie moje zachowanie po dragach, było jedną z
przyczyn rozstania się z Eleanor.
- Dobra, nie mamy już czasu,musimy wychodzić – powiedział
Niall. On jedyny z naszej piątki nie lubił jak ktoś kłóci się lub przynajmniej
zaczyna. I również jako jedyny nie bierze dragów. Podziwiam go za to. Sam
chciałbym już przestać, ale cóż… Z nałogiem nie wygrasz.
Jako
pierwszy wyszedłem na scenę, jednocześnie kierując swój wzrok na dziewczynę o
zielonym spojrzeniu. Ona również na mnie patrzyła i uśmiechnęła się niewinnie.
Ja również się uśmiechnąłem i próbowałem skupić na granym koncercie, który
trwał do późna w nocy …
*Oczami Emily, dwa
dni później*
- Dzieńdoberek! – powiedziałam do mojej współlokatorki,
jednocześnie się przeciągając.
Wczorajszy
wieczór wspominam bardzo pozytywnie. Jak się domyślacie, nie powiedziałam Dan o
tym, że spotkałam Louisa. Przecież gdybym jej powiedziała, nie dałaby mi
spokoju do końca mojego życia. Z jej ust słyszałabym pytania typu: Jak to go widziałaś?! Czemu mi nic wcześniej
nie powiedziałaś?! Jaki on jest?! … Już mnie głowa boli od tego myślenia
typu: „Co by było gdyby?”. Weszłam
do kuchni i uśmiechnęłam się do Diany, która w tym czasie pałaszowała płatki z
mlekiem, po czym zabrałam się za robienie naleśników. Przyznam, że nie jestem
jakimś specem od kuchni, ale potrafię przygotować podstawowe potrawy typu
kurczak czy właśnie naleśniki.
Po
perfekcyjnym udekorowaniu potrawy, dosiadłam się do Dan, która czytała poranną
gazetę.
- Zobacz! Piszą o One Direction! – pisnęła podniecona, mało
nie spadając z krzesła. Popatrzyłam na nią jak na idiotkę, po czym skupiłam się
na moim naleśniku. – To ten boysband, na którym koncercie byłyśmy wczoraj –
powiedziała, po czym westchnęła i pokręciła śmiesznie głową.
- Co o nich piszą? –
zapytałam obojętnie. Przynajmniej próbowałam, żeby wyszło to obojętnie, ale
chyba moje starania mijały się z celem.
- Cytuję wypowiedź, która najbardziej mi się spodobała „ Na ostatnim koncercie, który wczoraj
graliśmy, poznałem niesamowita dziewczynę o zielonych oczach i powalającym
spojrzeniu. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się ją spotkać. Jeżeli to czytasz
Emily to proszę sprawdź swoją torebkę. Wtedy kiedy zasłoniłem ci oczy włożyłem
mój numer telefonu do twojej torby. Mam nadzieję, że się do mnie odezwiesz”. – skończyła
swój monolog a ja momentalnie zachłysnęłam się herbatą, którą popijałam – Ciekawe, która to szczęściara. Ja
na jej miejscu od razu bym się odezwała – powiedziała i spojrzała na mnie. – Em, coś się stało? – zapytała zmartwionym
głosem.
W jednej
chwili poderwałam się od stołu i pobiegłam w kierunku mojego pokoju. Nie
zwracałam uwagi na to, iż kilka razy źle stanęłam przez co doskwierał mi ból
kostki. Musiałam znaleźć tę kartkę, jeżeli oczywiście chodziło mu o mnie.
- Emily! Co ty wyprawiasz?! – krzyknęła za mną zdenerwowana
Dan, jednak słyszałam ją jak przez mgłę.
Wparowałam
do pokoju jak dzika. Podeszłam powolnym krokiem do torerbki po czym zerknęłam
do jej wnętrza. Była tam karteczka, ale równie dobrze mogła to być kolejna
wizyta u dentysty, czy coś innego. Wyjęłam ją niepewnie po czym zerknęłam co na
niej się znajduje. Moim oczom ukazał się napis:
Louis Tomlinos
+446000000000
Chwiejnym krokiem wróciłam do
kuchni po czym podałam kartkę Dan. W zasadzie to ona wyrwała mi tę karteczkę,
ale mniejsza o większość. Po przeczytaniu, zapewne imienia i nazwiska
dziewczyna zrobiła zaskoczoną i zdezorientowaną minę.
- O kurwa … - powiedziała.
No właśnie… O kurwa …
___________________________________________________-
Trochę szybciej dodałam rozdział, ponieważ w sobotę
i niedzielę nie będę miała na to czasu xDD
Także miłego czytania i ZACHĘCAM DO KOMENTOWANIA!
Aga <3
Naprawdę fajny czyta się g
OdpowiedzUsuńFajnie
Zapraszam do mnie http://story-of-my-life-imaginy.blogspot.com jak ci się będzie nudzić to zapraszam 😘 czekam na kolejny.